Chyba każdy na początku swojej drogi zawodowej jest pełen obaw. Najczęściej jest to strach przed pominięciem błędów (i w pewnym sensie słusznie – kłania się tu bowiem pokora wobec języka, jako jedna z podstawowych cech dobrego redaktora). Kolejną rzeczą, którą obserwuje u osób stawiających pierwsze kroki w tym zawodzie, jest lęk przed skreślaniem. Doskonale to rozumiem. Na początku sama tez bałam się mocno ingerować w tekst, bo obawiałam się reakcji autora.
Niesłusznie! Odwagi moi drodzy! Tego potrzeba w tym zawodzie!
Niestety, zawód korektora i redaktora polega na znajdywaniu i poprawianiu błędów. Nie ich wytykaniu, bo tego nikt nie lubi, ale na konstruktywnej krytyce popartej wiedzą i umiejętnościami. Jeśli autor zwraca się do nas z prośbą o poprawienie tekstu, zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest on bezbłędny. Ważne jest to, by nie stawiać się w roli istoty wszechwiedzącej, ale prawdziwego eksperta. Przecież korektor wie co robi, zna zasady i umie je wprowadzić w życie. Nie ma wiec powodu, by bał się skreślać lub poprawiać – od tego jest i za to otrzymuje wynagrodzenie.
Poprawianie tekstu nie jest obrazą autora. Wręcz przeciwnie, jest to dla niego ogromna pomoc i wsparcie. To praca ramię w ramię, by tekst, który ujrzy światło dzienne był jak najlepszy. Nie bójmy się zatem robić użytku z naszej wiedzy i umiejętności. Nawet jeśli po odesłaniu tekstu z poprawkami autor wróci do nas z pytaniami: dlaczego, po co aż tyle zmian, czy to wszystko jest konieczne – przecież nie będzie problemem mu to wyjaśnić. Nie warto takiej sytuacji postrzegać w kategoriach atak-obrona, bo nie o to chodzi. A jeśli taka sytuacja się zdarzy, lub co gorsza jest nagminna; czujemy się atakowani, na każdym kroku krytykowani, każdą najmniejsza zmianę musimy szeroko tłumaczyć, co zajmuje nasz czas i energię, którą moglibyśmy poświecić na pracę, to miejmy odwagę… podziękować takiemu zleceniodawcy za współpracę. Niestety i tacy autorzy się zdarzają. Korektor musi umieć wyraźnie postawić granicę. Oczywiście dla autora jego dzieło, a czasem tylko jego wizja jest najważniejsza. Każdy przecinek, kropka czy spójnik ma znaczenie, a ingerencja w tekst często jest dla niego bolesna, zwłaszcza na początku współpracy. Póki odbywa się to w atmosferze dyskusji, pytań i odpowiedzi oraz wzajemnego poszanowania umiejętności, wiedzy, pracy i czasu wszystko jest OK. Gdy jednak spotkamy się z zachowaniem, które nam uprzykrza i wręcz uniemożliwia pracę, miejmy odwagę to zakończyć.
Podobnie jest z przyjmowaniem zleceń. Wielu korektorów czy redaktorów boi się odrzucać zlecenia. Z jednej strony doskonale to rozumiem i sama staram się nigdy nie odsyłać klienta (lub potencjalnego klienta) z kwitkiem. Jeśli, z jakiegoś powodu, nie mogę przyjąć kolejnego zlecenia, nie próbuję zaginać czasoprzestrzeni, ani robić czegoś byle jak, byle tylko szybko – nie boję się powiedzieć zleceniodawcy, że nie jestem w stanie zrobić tego, o co jestem proszona i proponuję inny termin, a jeśli to rozwiązanie nie wchodzi w grę, polecam jednego z moich sprawdzonych współpracowników. Dzięki temu klient nie odchodzi z pustymi rękami, czuje się zaopiekowany, a ja nie mam problemu z odmową.
Są jednak wyjątki – nigdy nie bójcie się odmówić, gdy
- autor proponuje stawkę znacznie niższą niż ta, która jest waszą normą,
- pada prośba o poprawienie tekstu, który nie zgadza się z waszymi normami, etycznymi – ja odmawiam poprawiania tekstów, które szerzą nienawiść, rasizm, przemoc, skrajny nacjonalizm czy są tekstami pochodzącymi od nielegalnych zgrupowań lub sekt,
- pada prośba o… zrobienie plagiatu. Tak, to się zdarza! Gdy słyszę Napisz to samo tylko wiesz…. trochę innymi słowami zdecydowanie mówię „nie”,
- widzę w umowie zapis o karach umownych np. za pozostawienie nawet minimalnej ilości błędów. Raz widziałam zapis o karze w wysokości kilku tysięcy złotych za pozostawienie więcej niż 3 błędów w tekście liczącym 5 arkuszy. Pamiętajmy, że wszyscy jesteśmy ludźmi – błędem jest brak przecinka, podwójna spacja, zły podział, literówka… Róbmy wszystko, co w naszej mocy, by tekst był jak najlepszy, ale nie możemy pozwolić na takie zapisy.
Odważnie skreślajmy, poprawiajmy i róbmy wszystko, by tekst był jak najlepszy. Śmiało mówmy o naszych uwagach dotyczących współpracy i nie bójmy się dyskutować. I my – korektorzy i nasi zleceniodawcy -autorzy powinniśmy grać do jednej bramki, przy jednoczesnym poszanowaniu naszej pracy. Cel jest jeden – dobry tekst.